Robiliśmy je co weekend, zanim doszliśmy do wniosku, że to już szaleństwo. Idealne na śniadanie, drugie śniadanie czy deser. Mają niesamowitą umiejętność, że same wpadają w ręce :) Najlepsze zaraz po wyjęciu z pieca. Poezja!
- 500 g mąki pszennej
- 4 łyżki masła
- 1 łyżeczka soli
- 2 łyżki cukru
- 15 g świeżych drożdży
- 2 jajka
- 6 łyżek mleka
- 1 tabliczka dobrej jakości mlecznej czekolady
Wykonanie:
Dla maszynistów:
Wszystkie składniki (z wyjątkiem czekolady!), rozpoczynając od mokrych, umieścić w misie. Włączyć tryb zagniatania + wyrastania.
Tradycyjnie:
Mąkę, masło, sól, cukier i drożdże wymieszać dłońmi. Następnie dodać roztrzepane jajka i mleko. Wyrabiać energicznie przez 5 minut. Wyrobione ciasto zostawić w misie, przykrytej ściereczką na ok. 1,5 -2 godzin do wyrośnięcia.
Wyrośnięte ciasto przekładamy na stolnicę osypaną mąką. Ciasto rolujemy i dzielimy na 12-15 części. Każdą część rozwałkowujemy i na środku placuszka kładziemy kostkę czekolady. Następnie zlepiamy w kulkę i układamy w foremce. Poszczególne kulki ciasta układamy dość luźno, bo ciasto urośnie. Całość dla lepszego zarumienienia ciasta możemy posmarować mlekiem lub roztrzepanym jajkiem (ja wolę nie smarować).
Pieczemy w temperaturze 200 stopni przez 20 minut.
Smacznego!
Jedną do kawy mogę? ;)
OdpowiedzUsuńOczywicie! :)
OdpowiedzUsuń